Mój pierwszy maraton w Krakowie

Cześć!

Stało się 15.05.2016 przebiegłam linię mety Cracovia Maraton. To dla mnie ogromne wydarzenie, któremu towarzyszyło podenerwowanie i podekscytowanie. 
Do Krakowa pojechałam już w piątek popołudniu, a w sobotę rano odebrałam pakiet startowy. Wybrałam maraton w Krakowie bo kocham to miasto, dobrze je znam i mam tam swoją ekipę. Dzięki temu czekałam na bieg w dobrym towarzystwie:) Nie stresowałam się tak bardzo, nie czułam presji, ale emocje były tak duże że wzruszyłam się już w tramwaju jadąc na start. 
Przed maratonem spałam jakieś 4 godziny, od 2 w nocy byłam już gotowa do biegu i nie zmrużyłam oka, na szczęście nie osłabiło mnie to. Przed biegiem zazwyczaj nic nie jem, teraz wypiłam trochę wody, a koleżanka zrobiła mi sok z kilku pomarańczy i grapefruita. 
Ubranie i buty miałam już przygotowane poprzedniego dnia. 



Wystartowałam kilka minut po 9 i pilnowałam żeby biec wolno, momentami przyspieszałam, ale cały czas wiedziałam że lepiej wyhamować, żeby starczyło mi sił. Chciałam biec z prędkością około 6:00 min/km, wyszło idealnie bo taki właśnie miałam średni czas biegu:) 

Trasa biegu była cudowna. Krakowski Rynek, Grodzka, Wawel, bulwary nad Wisłą, Błonia, Aleje i tak dwa razy. Organizatorzy zadbali o atrakcje na trasie, było dużo muzyki na żywo, doping i kibice na całej trasie. Pierwsze 5 km, minęły mi jak 5 minut, po połowie trasy w ogóle nie czułam zmęczenia. Cieszyłam się trasą i piękną pogodą. Poza wiatrem wiejącym dużą część trasy w twarz, było idealnie. 

Obawiałam się 30 km, bo za nim była dla mnie ziemia nieznana. Okazało się, że nie było tak źle. Odcinek między 31-37 km był trochę nudny, ale nie czułam dużego kryzysu. Na 38 km poczułam spore napięcie w lewej łydce, ale na szczęście przeszło dość szybko. Miałam ochotę przejść do marszu, zwłaszcza, że było akurat pod górkę, ale nie zatrzymałam się. Cały czas biegłam, chyba tylko raz zwolniłam na kilka kroków, żeby napić się wody na około 40 km. Mimo, że na ostatnich kilku kilometrach coraz bardziej czułam, że nogi mają dość, miałam siłę cieszyć się nowym przeżyciem. Tłumy kibiców na ostatnich kilometrach dodatkowo nie pozwalały zwolnić. Na końcówce trasy biegłam z najlepszym na świecie pacemakerem, który głośno dopingował i żartował prawie do mety. 




Na trasie punkty z wodą, izotonikami, bananami, cukrem i czekoladą były co około 4-5 km. Za każdym razem piłam kilka łyków wody, nie brałam nic innego. W plecaku miałam 8 świeżych daktyli i 4 żele energetyczne marki Ale. Na około 7 km zjadłam 4 daktyle, kolejne jakoś przed 16 km. Potem postawiałam już na żele. Zjadałam 3, ale dwa nie do końca. Nie czekałam aż poczuję głód jadłam żele tuż przed punktami z wodą, żeby je popić, bo są okrutnie słodkie. Trzeba przyznać, że dają moc i są łatwo przyswajalne, po 30 km nie miałam już ochoty na daktyle. 

Na ostatnich 3 km zaczęła się walka ciała w mózgiem, wiele osób już szło, a ja chciałam utrzymać stałe tempo, skoro dawałam radę, a już tak niewiele zostało. Ciało miało ochotę zwolnić, ale myślałam, że już tylko kilkanaście minut i będę odpoczywać. Adrenalina była tak wielka, że na ostatnich 500 metrów dostałam skrzydeł i biegłam sprintem. Ciężko było mi się zatrzymać na mecie, a kiedy już stanęłam pomyślalam "czy to już naprawdę koniec?". W tych emocjach spokojnie miałabym siłę na kolejne kilometry.

Nie miałam zadyszki, po drodze nie było ściany, emocje mnie rozsadzały już od pierwszych metrów. Mam wrażenie, że przez cały bieg się uśmiechałam i tylko w kilku cięższych momentach zagryzałam zęby biegnąć pod górkę. To jedno z piękniejszych doświadczeń w życiu!

Rezultat 4:15:21 zapamiętam do końca życia. Czas nie był dla mnie tak istotny, ale wyszło bardzo dobrze. Nie padłam na mecie, oczywiście nogi bolały, ale do końca dnia normalnie funkcjonowałam. Po biegu z przyjaciółmi i poszliśmy świętować. Zjadłam makaron z suszonymi pomidorami i szpinakiem, a na wynos wzięłam pyszne wegańskie ciasta dla wszystkich. 



Euforia biegacza działa i mam ochotę na więcej, już kolejnego dnia po biegu obudziłam się z myślą "chcę jeszcze raz!". Jeśli się zdecyduję pobiegnę maraton 11 września we Wrocławiu. To uzależnia! Póki co startuję w półmaratonie nocnym 18 czerwca we Wrocławiu. A do Krakowa wrócę za rok! 

Nie mam pęcherzy, otarć, stopom nic nie dolega. Grunt to dobrze dobrane buty, w większym rozmiarze i rozbiegane wcześniej. Teraz kilka dni regeneracji przy dobrym jedzeniu i zacznę znowu biegać. 




„RUNNING IS 90% MENTAL, THE REST IS PHYSICAL”
Macie pytania? Odpowiem na wszystkie, mogę napisać więcej o przygotowaniach, mojej motywacji i innych przemyśleniach. Starałam się napisać wszystko, ale mogło mi coś umknąć. 
Dziękuję za wsparcie i mnóstwo dopingujących komentarzy na instagramie!


Pozdrawiam,
Daria

20 komentarzy:

  1. Wielkie gratulacje!!!!!!!!!!!!!!
    11 września to moje urodziny, biegnij wtedy koniecznie ;)
    Ach ciekawa jestem, czy doświadczę kiedyś czegoś takiego.
    Piękny, wzruszający tekst :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana!!
      Pewnie pobiegnę, trzymam kciuki za Twoje cele biegowe!
      Maraton jest w zasięgu:)

      Usuń
  2. Gratulacje! Popłakałam się nad tym wpisem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję:) Wpis musiał być pełen emocji, taki własnie był maraton:)

      Usuń
  3. jesteś wspaniała! patrząc na ciebie czuję się zmotywowana, żeby porwać się chociaż na półmaraton w końcu! naprawdę masz z czego być dumna, buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana! Na wakacjach możemy razem pobiegać, a półmaraton na pewno uda Ci się przebiec!

      Usuń
  4. Byłem i ja, gratuluję serdecznie, super się czytało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, gratuluję! Pewnie jeszcze spotkamy się na trasie:)

      Usuń
  5. Gratuluję :) I podziwiam, bo ja próbowałam się przekonać do biegania, ale z marnym efektem :D
    Po za tym super czyta się Twojego bloga. Pozdrowienia z Krakowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, nic na siłę, może jeszcze kiedyś zaskoczy:)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Cóż mogę powiedzieć. Szczere gratulacje! Podziwiam Cię, jesteś niesamowita! Świetna relacja :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję z całego serca!
    Świetny blog. Właśnie na niego trafiłam i już bardzo, bardzo lubię :) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Ekocentryczka , Blogger