Maraton po raz drugi- tym razem gorący Wrocław

Cześć!

Patrzę na medal i ciągle nie wierzę, że dałam radę. 11 września Wrocław był wyjątkowo upalny i na pewno zapamiętam ten dzień. Nie wyobrażałam sobie takiego scenariusza zapisując się na maraton kilka miesięcy wcześniej. 
Ponad 30 stopni, 50 stopni przy asfalcie i bieg w słońcu przez cały czas 42 km 195 metrów. Brzmi jak koszmar, ale udało się. Podobno był to jeden z najgorętszych maratonów w historii Polski. 




Dzień wcześniej zjadłam sporo sushi na kolację, a rano przed startem wpiłam około litr wody, bo wstałam wcześnie. Od rana było gorąco, gęsią skórkę miałam tylko chwile przed startem, bo staliśmy w zacienionym miejscu. Potem o cieniu można było tylko pomarzyć:) Wystartowałyśmy razem z vegan_run_joanna, fajnie było mieć kogoś obok w takim ciężkim dniu!
Zaczęłam w tempie 5:30 i nie myślałam za bardzo o wyniku końcowym. Pierwszy maraton biegłam w maju w Krakowie i skończyłam go z czasem 4:15:21. 

Przez 28 km biegłam w miarę równym tempem na 4:00, ale po tym dystansie poczułam jak bolesna może być kolka. Myślę, że organizm miał już dość upału. Nie biegam w takich warunkach, źle znoszę upały, na wakacjach wolałam wstać o 4 i iść biegać niż wychodzić kiedy było upalnie. 
Na maratonie już na 15 km miałam dość, nogi były jeszcze świeże, ale zwyczajnie nie chciało mi się biec. Uratowała mnie woda, wbiegałam w każdą kurtynę wodną, wylewałam na siebie kilka kubków wody przy każdym punkcie nawodnienia. Piłam też sporo wody. Miałam ze sobą daktyle- 8 sztuk i 2 żele energetyczne. Miałam spakowany plecak, ale w końcu go nie zabrałam, pewnie wywaliłabym go na trasie. Na upały nie jest to najlepsze rozwiązanie, na przyszłość pomyślę o dobrym pasie do biegania. Daktyle i żele schowałam do stanika:) Nie przeszkadzało, jeden żel wrócił ze mną na metę. 

Bieg był ciężki. Kolkę miałam przez 3 km, prawie cały czas szłam, miałam kilka prób truchtania i biegu, ale ból mnie stopował. Cały czas ktoś podrzucał mi jakiś pomysł- unieś ręce, zrób przysiad, głęboko oddychaj i kilka innych, ale nie pomogło. Na około 31 km odzyskałam siły i zaczęłam znowu biec. Punkty w wodą były bardzo często i cały czas się nawadniałam. 
Po drodze stało też mnóstwo kibiców z wodą do picia i polewania. Kibice byli wspaniali, też nie było im lekko stać w upale. Kobiety miały szczególny doping i ich wysiłek był bardziej doceniany na trasie:) Bieg ukończyło 4125 biegaczy, w tym 611 kobiet. Dotarłam na metę z czasem 4:19:07. 




Zmęczenie fizyczne było ogromne, zawłaszcza na ostatnich kilometrach, ale mimo wszystko kilometry szybko mi uciekały. Największa walka toczyła się w głowie. Pewnie, że mogłam zejść, nie miałam nic do udowodnienia. Nie mam sponsorów, biegam dla siebie, ale poddawanie się nie leży w mojej naturze. Czułam się na siłach, żeby to zrobić. Dałam radę i bardzo się cieszę. Po biegu byłam wykończona, o wiele bardziej niż po pierwszym maratonie. Teraz mięśnie już nie bolą, a ja zastanawiam się czy startować w Krakowie 30 kwietnia? Taki miałam plan, zobaczymy.

Najbardziej kontrowersyjne hasło dopingujące, widziałam że w internecie wywołało sporą dyskusję, ale na 39 km podnosiło na duchu i wywołało uśmiech:) Pro Run miało zdecydowanie najlepszy punkt kibica!



Marzyłam o takim posiłku jeszcze zanim dotarłam do mety. Nie wiem czy w innych okolicznościach pancake's smakowałyby mi tak bardzo, ale były idealne. Pełnoziarniste z kremem daktylowo- kokosowym i bananami. Bardzo słodkie i idealne po wyczerpującym biegu. Podają je na śniadanie w Machina Organika, ale na ogromną prośbę zrobili je też w porze obiadowej:)  




Kiedy mam to już za sobą bardzo się cieszę, ale nie zdecyduję się już na maraton w Wrocławiu. Pogoda jest nieprzewidywalna. Umówiłam się już w koleżanką, że za rok dołączę do ich strefy kibica. Wstępnie jestem też umówiona na Poznań w przyszłym roku z vegan_run_joanna i dziewczynami z Kobiety biegają. Spotkałam Zosię we Wrocławiu dzień po maratonie i uściskałyśmy się jak dobre znajome, a znamy się tylko z internetu:) Obserwowałam ich bloga jeszcze długo zanim zaczęłam biegać.




Biegam bo lubię, a takie wydarzenia to tylko dodatek, ale muszę przyznać, że maratony wciągają! Teraz będę biegać trochę mniej, myślę że 3 razy w tygodniu wystarczy przez jakiś czas. Asfalt mnie wymęczył, wolę moje leśne ścieżki. 

Dziękuję za wsparcie i mnóstwo miłych komentarzy i wiadomości na instagramie. Jeśli coś pominęłam, albo macie jakieś pytania piszcie, chętnie odpowiem:)

Pozdrawiam!
Daria


12 komentarzy:

  1. Gratuluję :) Mój rekord to 10 km i raczej szybko tego nie zmienię :D Chociaż kto wie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, jeśli marzą Ci się dłuższe dystanse biegaj. Z czasem się uda:)

      Usuń
  2. Gratuluję! Ja nie lubię biegać ale mam nadzieję że kiedyś przekonam się do tej aktywności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję;) I podziwiam za determinację i wytrwałość:) Wspomnienia pozostaną Ci do końca życia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję kochana , ja nawet ledwo co kilometr przebiegnę , a ty taki dystans ...
    Jeszcze raz gratuluję.
    Życzę więcej sukcesów.
    https://mylifeiswonderful9.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze podziwiam i gratuluję! Pogoda tego dnia była faktycznie upiorna, oddychać było ciężko, a o bieganiu nawet nie pomyślałam. Trzymałam kciuki za maratończyków, więc za Ciebie także :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, pogoda dała w kość, ale daliśmy radę:)

      Usuń
  6. Gratuluję i podziwiam, fajny maratonu. Ciekawa jestem czy w domu i na treningach używasz filtrowanej, zdrowej wody? Mówią, że ta butelkowana nie jest najlepsza...Ja prewencyjnie założyłam u siebie filtr molekularny z naturalną mineralizacją - taki maksymalnie pasujący do moich ekologicznych upodobań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Dokładnie tak robię, filtruję wodę:)

      Usuń

Copyright © 2016 Ekocentryczka , Blogger